niedziela, 22 maja 2011

nowina

Tak jak mówiłam, życie sprowadza nam pełno niespodzianek. Te fajne i te, z których nie musimy być koniecznie zadowoleni. Wiedziałam o tym od dawna, ale nie byłam przygotowana, że tak szybko to nadejdzie. Dziwne uczucie. Nawet nie jest mi w sumie żal. Więzi żądnej nigdy nie było i już nie będzie. Nigdy bym nie pomyślała, że tak to się potoczy. Liczę tylko na to, że gorzej nie będzie. Zacznie się nowy etap w moim życiu. Będzie to kolejna lekcja, z której mam zamiar wyciągnąć jak najwięcej dobrych korzyści. Niezależność stanie się moim bliższym przyjacielem. Przeraża mnie tylko, że muszę tu zostać sama jak palec i nie mam pojęcia jak sytuacja będzie wyglądać. Obiecuję sobie, że teraz już się nie dam. Załatwię to w inny sposób, niż do tej pory. W końcu od czego są trzycyfrowe numery w nagłych wypadkach. Dzięki tej nowinie dostałam jeszcze większego kopa motywacji do mojego planu na przyszłość. Również jestem w lekkim szoku. Nie codziennie człowiek się dowiaduje, że matka wyjeżdża za kilka dni na stałe za granicę do osoby zupełnie mi obcej.

Fajnie zobaczyć kogoś po dwóch latach. Nocka była bardzo udana. Pomijając fakt, że wczorajszy spacer mnie wykończył. Przynajmniej fajnie się zbiegało z piaskowej góry! Pierwszy raz w życiu też miałam na rękach trzytygodniowego kotka. Z rana na plecach z kolei siedem. Taki budzik to dobra opcja. Podobała mi się też o drugiej w nocy rozkmina o życiu, ludziach i całym świecie. Jest to smutne i niestety prawdziwe. Mimo, że to tylko jedna noc, odpoczęłam od domu i zapomniałam trochę o codziennych problemach.

Nastawiłam się, myślałam, że może się uda. Jednak to było tylko chwilowe, jak wszystko. Nie lubię, gdy płomień niespodziewanie się zapala, a potem gaśnie. Przyjmuję on formę niewidzialności. Udaje, że się nigdy tak naprawdę nie zapalił. Ja z kolei o tym pamiętam. Może w najbliższych dniach dostanę jeszcze zapalniczkę i rozpalę ten ogień na nowo. Na razie mówię "trudno", ale z drugiej strony fajnie by było. Natomiast nic na siłę.