Spadło mi coś z nieba. Tak nagle. Nie wiem co mam o tym myśleć, ani jak traktować. Los się do mnie uśmiechnął. Chciałam i mam. Chwilami nie jestem nawet w stanie rozróżnić, czy to sen czy rzeczywistość. Zdumiewające, jak bardzo wszystko jest od siebie zależne. Kolejny łańcuch niespodziewanych zdarzeń. Ten akurat jest bardzo powiązany i każda zawarta w nim rzecz ma ze sobą coś wspólnego. Możliwe, że takie właśnie było zamierzenie tej całej sytuacji. Nie potrafię jeszcze ocenić, czy to etap końcowy, czy dopiero półmetek. Za to wiem, że każdy dzień przynosi coś nowego, czego się nawet nie spodziewamy. Codziennie życie sprawia nam niespodzianki, te miłe i niemiłe. Mam w głowie wiele pytań i jestem ciekawa, dlatego z niecierpliwością czekam na każdy kolejny dzień, który da mi odpowiedzi. Szczerze przyznam, że ciągnie mnie do tego i to bardzo. Wykańcza mnie tylko brak poczucia pewności.
Jeden lub dwa treningi tygodniowo to dla mnie nic. Nie lubię bardzo, gdy zawsze musi coś się stać, abym na ten trening nie jechała. Uciekający sprzed nosa autobus przyjeżdżający przed czasem, albo nadmiar prac domowych i sprawdzianów, albo skończenie się wody i czekanie przy kasie w sklepie w kolejce, aż ktoś kupi milion produktów, no zlituuujcie się. Teraz pozamulam sobie w domu przed kompem lub tv, uroczo.
Jeden tydzień już prawie minął, szybko leci w sumie. I znowu wolne. Potem natomiast to już z górki, pomijając poprawienie ocen. Od czerwca trzeba zacząć coś robić. To będzie mały początek mojego planu na przyszłość. Cieszę się nawet, pomimo zaangażowania w które muszę się wzbogacić. Jutro w końcu kupuję sobie tą słodką istotę o której wcześniej już wspominałam :D