Co dzień rano, gdy dzwoni budzik włada mną czysta niechęć do wszystkiego. Wiem, że zaraz będę musiała zmierzać w kierunku miejsca, którego tak bardzo nie lubię. Zmuszam swoje ciało do wykonywania różnych czynności, potem przeistaczają się one w zwykły mechanizm. Umysł też jest na to skazany, ponieważ nie ma również ochoty na cokolwiek i wie, że nic nowego go nie czeka, jedynie powtórka z wczoraj. W wielu aspektach naszego życia działamy jak roboty, nie mając często o tym świadomości. Pracujemy ciężko na przyszłość, która i tak przeleci szybko przed oczami. Jednak chcemy, by była ona dobra. Robimy to, bo musimy. A tak naprawdę my nic nie musimy, tak tylko nam się wydaje. Słowo "musimy" zastępuje definicje - "by żyło nam się dobrze."
Naprawdę? Los ostatnio kpi ze mnie. Tracę po kolei dobrych kumpli, jednego po drugim. Czas dobrej znajomości zamienia się w pył i obcość. Niesamowite, jak łatwo znana osoba, może znać się nieznajomą. Czemu tak jest, że gdy ktoś nam się podoba to ta osoba nas nie chce, a gdy ktoś nas chce to my tej osoby nie? Nawet są przypadki, odwzajemnionego uwielbienia, które też nie wychodzą. Szczerze powiem, że trochę to popieprzone.
Podoba mi się , że stawiam coraz większe kroki ku przyszłości. Załatwiam wszystko co należy, po kolei. Nic mnie teraz nie zatrzyma i mam nadzieję, iż starania zostaną nagrodzone moim własnym wymarzonym rajem :)